• BLOG
  • PODRÓŻE
    • POLSKA
    • NIEMCY
    • WŁOCHY
    • WATYKAN
    • WĘGRY
    • MALTA
    • AUSTRIA
    • FRANCJA
    • CZARNOGÓRA
    • ALBANIA
    • USA
  • LIFESTYLE
  • O MNIE
  • KONTAKT

MY  DAILY  SCRAPS - podróże • fotografia • lifestyle

facebook Instagram Twitter Google Linkedin

Dłuższy weekend i upragniony powrót do domu. Kiedy wczoraj zamknęłam za sobą drzwi, poczułam coś tak niewyobrażalnie dobrego i ciepłego w środku, jak nigdy wcześniej. Przytulająca mnie w przedpokoju mama, głos taty z drugiego pokoju, telefon siostry, czy już jestem w domu...

Powroty są piękne. Nieważne gdzie i jak długo się było. Nieważne z kim i co się wydarzyło. Dom jest najpiękniejszym miejscem, do którego można wrócić. A jeśli jest w nim ktoś, kto cię przywita, kto powie, że tęsknił i czekał... Dla takich chwil warto wracać. Poczuć się potrzebnym, kochanym i jedynym. 

Nawet jeśli mieszka się tylko sto kilometrów od domu, te powroty są jak święta. Własne, prywatne, rodzinne święta, na które się czeka i o których myśli się już kilka dni wcześniej. I kiedy wyjeżdżałam trzy lata temu nigdy nie pomyślałabym, że za domem można tak tęsknić. Można dzwonić do siebie codziennie, opowiadać, dzielić się, rozmawiać, ale... nic nie zastąpi powrotów. 

Nie ma nic bardziej rozczulającego niż mama, która wita mnie od progu, a kilka godzin wcześniej pyta, co miałabym ochotę zjeść na obiad. Nie ma nic lepszego od wspólnego picia herbaty w takie wieczory jak te ostatnie, jesienne. Nie ma nic przyjemniejszego niż odpoczynek w domu ze świadomością, że wszystko, co bliskie jest przecież tutaj, zaraz za ścianą. I możesz przejść te kilka kroków, przytulić się, wyżalić i porozmawiać.  


Share
Tweet
Pin
Share
2 komentarze

Podobny wpis miał się tu nigdy nie pojawić. Postanowiłam jednak inaczej, bo... bo od tego zaczęła się jakaś zmiana. Ważna dla mnie. Wewnątrz mnie. Od tego wzięła się motywacja, kiełkująca wiara w siebie, wyrzucenie z siebie wszystkich wstydów, kompleksów i nieśmiałości. 

Tak, ja też je mam. Jak każdy. Problem w tym, że często nikt z nimi nie walczy. Powodują, że zamiast w czyjeś oczy - patrzysz w ziemię, zamiast uśmiechać się do lustra - zaczynasz płakać. Taka byłam i dzisiaj się tego nie wstydzę. I nawet jeśli dookoła istnieją rzeczy ważniejsze - ta jedna rzecz była ważna dla mnie.

Zamieniam się zatem na chwilę w blogerkę kosmetyczną (pierwszy i ostatni raz) i napiszę o tym, dlaczego trądzik trzeba leczyć, jak najlepiej to zrobić i ile dzięki temu może się zmienić :)

Dlaczego trądzik trzeba leczyć?
Od dobrych kilku lat słyszałam, że to minie, że młodzieńczy wiek, że „ja też tak miałam, nie przejmuj się”. Do momentu, w którym nie doskwierał mi mocno - wierzyłam. Miałam lat 18 - machałam ręką. Miałam lat 20 - mówiłam, że jeszcze trochę i minie. Przez kilka lat wypróbowałam cały arsenał środków przeciwtrądzikowych dostępnych w drogeriach i aptekach. Tylko po to, żeby po całym tym czasie codziennie rano patrzeć w lustro i mieć łzy w oczach. Mocnego trądziku nie wyleczą ani peelingi, ani maseczki, ani kremy przeciwtrądzikowe, ani maści bez recepty, ani same diety. Na mocny trądzik potrzebny jest dermatolog i często także endokrynolog. Do każdego z nich można dostać się za darmo (tak, to wciąż w naszym kraju możliwe - wystarczy odrobina chęci, cierpliwości i samozaparcia).

I to nie tak, że cały mój świat kręcił się wokół moich kompleksów i nieszczęsnego trądziku. Było to jednak coś, co nie pozwalało mi w stu procentach wierzyć w siebie i czego najzwyczajniej w świecie się wstydziłam. Można mówić sobie, że jest się całkiem inteligentnym, wesołym i sympatycznym. Byłam i jestem. Ale czasami chciałam też, jak każda inna dziewczyna, poczuć się ładna. Nie są mi do tego potrzebne długie nogi, okrągłe pośladki i ubrania z sieciówek. Chciałam mieć po prostu ładną cerę. Buzię bez blizn. Takie tam marzenie 22-latki.

Jak najlepiej walczyć z trądzikiem?
Przestać słuchać wszystkich, którzy:
- mówią Ci, że to minie, że taki wiek, że „też tak mieli, nie przejmuj się”
- proponują Ci oczyszczające diety cud, diety bezglutenowe i inne (nie wątpię, że komuś mogą pomóc, ale mimo wszystko warto odwiedzić dermatologa, endokrynologa czy dietetyka)
- dają Ci kolejne magiczne preparaty, które „na pewno pomogą”, bo ostatnio reklamowali je w telewizji

Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok: pójść do dermatologa. Przyznać się przed sobą, że ma się problem. Tak, problem - istotny dla Ciebie, nawet jeśli inni mówią, że są ważniejsze sprawy. Problem, którego się wstydzisz, ale z którym możesz sobie poradzić.

Mnie najtrudniej było zrobić krok drugi: wyeliminować z codziennych nawyków to, co nasilało trądzik (nawet jeśli wmawiałam sobie, że tak nie jest).

Nie możesz jeść/pić:
- czekolady i słodyczy
- ostrych przypraw (papryka: chili i słodka, pieprz w dużych ilościach) i ostrego jedzenia
- fast foodów (hamburgery, frytki, pizze) i chipsów
- octu i wszystkiego, co go zawiera (np. majonez, ketchup)
- napojów gazowanych/słodzonych

Nie warto wmawiać sobie, że czekolada biała będzie szkodzić mniej niż mleczna czy ciemna. Pod każdą postacią jest przy trądziku niewskazana. Ciemna ma duże procentowe zawartości kakao, a biała sam cukier. To samo tyczy się chipsów i fast foodów. Wyeliminuj! Nawet jeśli jesz je raz na tydzień.

Z własnego doświadczenia - ograniczyłam dodatkowo: picie mleka, słodzenie herbaty i kawy, picie słodzonych soków, białe pieczywo. Woda - tylko niegazowana, soki - albo robione samemu, albo 100% ze sklepu. Nie, nie jest to o wiele większy wydatek. W momencie, w którym przestaje się kupować codziennie batonika i czekoladę, na weekend chipsy, a w drodze na zajęcia - hamburgera, jest się w stanie nawet zaoszczędzić. Gwarantuję!

Pora na wizualne tortury. W takim stanie zgłosiłam się we wrześniu 2013 pierwszy raz do dermatologa: 
Po lecie kompletnie rozłożyłam ręce. Policzki były zaognione, gruda na grudzie. Czoło w miarę czyste. W takim stanie zaczęłam kurację Tetralysalem (300mg). Bardzo pospolity antybiotyk z grupy tetracyklin. 3 miesiące pełne zaangażowania z mojej strony. Przestrzegałam diety, nawet jeśli rezultaty po miesiącu i dwóch były marne. Trądzik początkowo jeszcze bardziej się nasilił. Po kilku tygodniach był już wszędzie - nawet na czole. Jeśli masz podobnie, ciesz się! To znak, że skóra się oczyszcza i na wierzch wychodzi wszystko, co brzydkie i paskudne! :) Do antybiotyku dodatkowo stosowałam maści recepturowe. Po trzech miesiącach i ciągłych otuchach ze strony dermatologa zaczęłam widzieć naprawdę dobre efekty. Nie było żadnych skutków ubocznych. Trądzik zniknął. Zostały blizny.

Grudzień 2013. Stan po 3-miesięcznej kuracji Tetralysalem:
Kuracja wystarczyła na niecały rok. W tamtym momencie nie miałam świadomości, że trądzik wróci. Trochę się tego spodziewałam, sama dermatolog ostrzegała przez nawrotem. Ważne było dla mnie jednak coś innego - w końcu sprawiłam sobie najlepszy prezent - udowodniłam, że przy odrobinie chęci można coś zmienić. Dla siebie i w sobie. W końcu chciało mi się patrzeć w lustro, zmienić fryzurę, spiąć włosy i odsłonić buzię. Chciało mi się malować oczy i robić makijaż bez obawy, że cera się zapcha, a rano znów pojawią się pryszcze.

Po kuracji Tetralysalem walczyłam z bliznami potrądzikowymi. Było ich sporo, co widać na zdjęciu. Całe policzki w mniejszych i większych bliznach. Wypróbowałam większość maści na recepty, które miały złuszczać naskórek i szybciej go regenerować:

- Differin
- Epiduo
- Normaclin
- Retin-A
- Locacid
- Zineryt

Niestety, efekty po stosowaniu maści były marne i krótkotrwałe. Najlepiej z nich wszystkich wspominam Locacid i Normaclin. Zasuszały to, co nagle wyskakiwało i wybielały blizny. Niestety, żadna z powyższych nie była w stanie przeciwdziałać nawracającemu trądzikowi. Po około 7 miesiącach od kuracji Tetralysalem (lipiec 2014) wszystko zaczęło się na nowo i choć nie było tragedii, obiecałam sobie, że już nie będę zwlekać.

Październik 2014. Mniej blizn na policzkach dzięki stosowanym maściom, niestety nawrót trądziku, który z dnia na dzień się nasila:
Niedawno zaczęłam kurację Curacne (20mg). Czy warto? Jeśli czyta to ktoś, kto przyjmował izotretynoinę, proszę, niech napisze kilka słów. Chętnie przeczytam każdą wiadomość. Ja zaryzykowałam. Po trzech tygodniach zaczynam dostrzegać pierwsze uboczne skutki: bolące stawy w kolanach, coraz częstsze bóle głowy i tradycyjnie - przesuszone usta. Jakby nie było - nie poddam się, bo naprawdę mocno wierzę, że Curacne pomoże. Weźmie to paskudztwo ode mnie raz i na zawsze.

Kilka rad, które mogę dać od serca komuś, kto ma podobne problemy:
- Nie zwlekać, iść jak najszybciej do dermatologa. Jeśli nie pomoże jeden, znaleźć innego.
- Nie wierzyć w cudowną moc kosmetyczek. Mikrodermabrazje czy mezoterapie (bez)igłowe są najgorszym, co może być przy stanach zapalnych! Najpierw przeleczyć, potem doskonalić.
- Wyrzucić do kosza wszystkie niepotrzebne kosmetyki. Minimalizm wskazany! Nieważne, że cera wygląda paskudnie. Lepiej ją wyleczyć, niż w trakcie dodatkowo obciążać grubą warstwą makijażu. Mój aktualny zestaw to jedynie: płyn micelarny, krem nawilżający na dzień i na noc, obowiązkowo - pomadka do ust. Gorsze zmiany sporadycznie zakrywam lekko kremem BB. To wszystko. Reszta wyrzucona do śmieci.
- Często zmieniać ręczniki do twarzy, poszewki na poduszki.
- Nie dotykać twarzy dłońmi! Nie podpierać się na zajęciach, w pracy, przed komputerem, nad talerzem zupy.
- Włosy zawsze związane! Rozpuszczone i ocierające się o twarz roznoszą bakterie.
- Kremy z wysokim filtrem są dobre i na lato, i na zimę. Dobrze jest wypróbować kilka i dopasować ten, który będzie najlepiej służył skórze. O próbki zawsze można poprosić w drogerii :)
- Uwierzyć w siebie. Nie dać się temu. Nie patrzeć godzinami w lustro, nie narzekać i nie płakać, ale działać!

Ile dzięki temu się zmieniło?
Mnóstwo. Wszystko we mnie o 180 stopni. Kompleksy potrafią nieźle zadeptać wiarę w siebie, odwagę, otwartość na innych. Jeśli cokolwiek stoi na drodze do tego, żeby śmiało i z uśmiechem patrzeć ludziom w oczy - warto z tym walczyć. 

I chyba właśnie po to jest ten wpis. Żeby uświadomić sobie, ile dzięki jednej decyzji można zyskać. Żeby pamiętać, że warto postarać się o dobre samopoczucie i samoakceptację. Żeby przestać myśleć, że moje problemy są płytkie i nic nie znaczą w porównaniu z problemami innych. 

Jeśli stać Cię na walkę z małymi sprawami, stawisz czoła większym. Grunt to wiara w siebie. I tego się trzymam :)
Share
Tweet
Pin
Share
4 komentarze
Photo by KUBA ADAMCZYK

Będzie dziś o tym, co ważne i co potrzebne. O tym, co daje siłę, otwiera oczy, porusza serce. Marzy o niej prawie każdy i, paradoksalnie, każdy ma ją w sobie. Pasja. Często nieodkryta, stłumiona i zakrzyczana przez ważniejsze rzeczy i pilniejsze sprawy. Dlaczego o niej piszę?

... Bo dała mi siłę. Ogromną siłę. Dzięki niej chce mi się wstawać wcześnie rano, potrafię zorganizować wszystko, co do tej pory odkładałam, wreszcie myślę o sobie.

... Bo pokazuje, że w życiu liczy się coś więcej niż praca i pieniądze. A jeśli pasja staje się pracą, jest to najlepszy dowód na to, że warto się spełniać.

... Bo dzięki niej czuję się lepiej ze sobą. Uśmiecham się więcej, myślę pozytywniej niż dotychczas, mam w sobie nieznane mi dotąd pokłady energii. Wymagam od siebie więcej, ale wszystko wraca do mnie pomnożone razy milion. Pasja dodaje wiary w siebie i w innych.

... Bo uczy mnie marzyć. Nawet jeśli rzeczywistość pokazuje mi język, pasja daje mi coś, czego nie odbierze mi nikt. Marzyć może każdy. O czym tylko zechce. Zawsze i wszędzie.

... Bo udowodnia, że jestem coś warta. Mam talenty, które muszę rozwijać. Ba! Które chcę rozwijać, bo są najlepszą stroną mnie, jaką mogę pokazać światu.

... Bo prowadzi mnie tam, gdzie mogę odkryć siebie. Poznać słabości, pokonać lęki, przezwyciężyć strach. Otworzyć serce na innych i dać im to, co we mnie najlepsze i najpiękniejsze - radość z bycia sobą.

... Bo otwiera przede mną drzwi, za którymi są miliony możliwości! A każda z nich wydaje się dobra, bo jest związana z pasją. A jeśli nie jest - zrobię wszystko, by była. Umiem marzyć, więc umiem też marzenia spełniać.

... Bo życie z pasją jest po prostu lepsze. Pełniejsze i bardziej prawdziwe. Moje i ukochane.


Photo by KUBA ADAMCZYK
Share
Tweet
Pin
Share
3 komentarze
Saranda przywitała mnie przepięknym zachodem słońca. Wieczorem całe wybrzeże tętniło życiem. Tłumy miejscowych i turystów wychodziły na nadmorską promenadę, prowadzącą aż do portu.

Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze


Był chaos i była bieda. Czas na kolejne słowo, z którym kojarzę Albanię: kontrasty. Jest ich wiele, widoczne są na każdym kroku, dodają Albanii kolorytu i zaskakują.

Mercedes vs. osioł
Nie bez powodu Albania nazywana jest „krajem Mercedesów”. O większą różnorodność tej marki trudno nawet w Niemczech. Mercedesy są bardzo charakterystycznym elementem albańskiego krajobrazu. Podobno auto stanowi tu najważniejszy wyznacznik dobrobytu. Nic więc dziwnego, że obok limuzyn ze znakiem trójramiennej gwiazdy na albańskiej autostradzie spotkamy osły i stada krów. Dlaczego Mercedesy pojawiły się w Albanii? Były to jedyne auta, które potrafiły przetrwać na albańskich drogach. Niezawodne, radziły i wciąż radzą sobie z dziurami i brakiem asfaltu.






Wyjść z własnego bunkra 
Jak na kraj zamknięty przez wiele lat na turystykę i wszelkie kontakty międzynarodowe, Albania rozwija się w zdumiewającym tempie. Widać to szczególnie w samej stolicy - Tiranie, ale także w nadmorskich kurortach. To kraj, który wychodzi z własnego bunkra i nie chce już izolować się od reszty świata.

Lokalne klimaty
Gołym okiem każdy dostrzeże jednak dysproporcje między cygańskimi slumsami na obrzeżach miast, a rozbudowywanymi na szeroką skalę nadmorskimi kurortami. Między luksusowymi willami z arkadami i basenami, a barakami najuboższych wzdłuż jednej, czy drugiej, nieasfaltowanej drogi. Domy przeciętnych Albańczyków niejednokrotnie stoją po prostu na palach. Przestrzenie pod podłogą są wykorzystywane jako składy albo kryjówkę dla hodowanych zwierząt. Z dachów większości albańskich domów wystają dziwaczne pręty, ale i to ma swoje logiczne wyjaśnienie. Nie jest to na pewno bałkański klimat, ale powód, by odwlec płacenie podatku od nieruchomości (płacony dopiero po ukończeniu budowania domu).


Mafia, lavazh i stacja benzynowa  
Albania to kraj, który po latach zniewolenia i brutalnego reżimu w końcu może odetchnąć i zacząć się rozwijać. To jednak wciąż miejsce, gdzie wiele warunków dyktuje mafia, a skorumpowana władza codziennie wyraża na to zgodę. W tym miejscu warto wspomnieć o stacjach benzynowych i myjniach samochodowych, które przy albańskich drogach mnożą się w nieskończoność. Dziwne? Skąd! Bynajmniej nie chodzi o czystość Mercedesów. Stacje i lavazh są nie tyle dochodowym interesem, ile przykrywką dla albańskich biznesmenów, którzy dorobili się na przemycie, narkotykach, prostytucji, handlu bronią i ludźmi. Mają stację albo myjnię? Mogą zatem mieć ogromne dochody i nikt im nie udowodni, że pochodzą z nielegalnego źródła.



Absurdalne rządy
Skąd w Albanii bunkry? Dlaczego wszystkie albańskie drogi są tak kręte? Odpowiedź na te i inne pytania jest jedna: Enver Hoxha. Paranoiczny dyktator rządzący Albanią 41 lat. Przywódca kraju od zakończenia II wojny światowej, aż do swojej śmierci - 1985 roku. Początkowo był zwolennikiem Stalina, jednak w latach 60. zerwał wszelkie stosunki z ZSRR. W późniejszych latach poparł maoizm. Albania, choć była najbardziej muzułmańskim krajem Europy, w okresie jego rządów została ogłoszona pierwszym ateistycznym państwem na świecie. Na początku lat 70. zaczęły się zgrzyty w relacjach chińsko-albańskich, co ostatecznie doprowadziło do zerwania sojuszu z Chinami w roku 1978. Od tego momentu Albania zaczęła izolować się od reszty świata i była zamknięta na kontakty międzynarodowe. Enver Hodża, opętany fobią inwazji, zarządził masową budowę bunkrów w celu obrony kraju przed interwencją ze strony sąsiadów i ZSRR. Efektem paranoi przywódcy są wszechobecne dzisiaj bunkry. Podróżując wzdłuż Albanii można zobaczyć je dosłownie wszędzie: na plaży, w górach, przy drogach, na polach, a nawet w rodzinnych, domowych ogródkach. Niektóre z nich zostały współcześnie odnowione i zaadaptowane na kawiarnie czy restauracje. Reszta niszczeje i szpeci krajobraz, a usunięcie ich jest zbyt kosztowne. Innym przejawem fobii Envera Hodży są znane w całej Europie - kręte, albańskie drogi. W obawie przed interwencją nakazywał budowę dróg w taki sposób, aby samoloty nie mogły na nich wylądować. Cel został osiągnięty: w miejscach, gdzie droga mogłaby przebiegać prosto, jedziemy przez prawdziwe serpentyny...












Podczas podróży przez Albanię uwagę zwracają też bezpańskie wysypiska śmieci. Tak jak Mercedesy są one nieodłącznym elementem albańskiego krajobrazu i już nawet nie dziwią. Są dosłownie wszędzie i w masowych ilościach. Przy brzegach rzek, na obrzeżach miast, okolicznych polach. Za odpadową katastrofę nie są winni jednak tylko prywatni właściciele, ale całe gminy, ponieważ m.in. portowe miasto Durres nie posiada własnego legalnego wysypiska śmieci. Najbardziej przykry widok w Albanii: dzieci, które urządziły sobie udaną imprezę przy górze śmieci, wyprodukowanej przez turystów w Sarandzie. Kolacja...

 

Jednego Albanii zarzucić nie można: jeszcze nie została zepsuta przez masową turystkę.  Ma nie tylko cudowny, śródziemnomorski klimat, dostęp do Adriatyku i Morza Jońskiego, wysokie góry, długie, zachwycające wybrzeża czy niskie ceny. Przede wszystkim jest prawdziwa. Pełna kolorytu. Można jej wybaczyć niedostatki infrastruktury, bo krajobrazy w czasie podróży są piękniejsze niż w innych zakątkach Europy. To kraj, który trzeba zwiedzić teraz. Zanim stanie się kolejną Bułgarią, dotkniętą przez szturm turystów.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Zaczynamy podróż po Albanii. Kraju, który... nie istnieje! I mam na to dowody! Jakie?
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Newer Posts
Older Posts

O MNIE

O MNIE


Blond włosy, niebieskie oczy, uśmiech i piegi. Uwielbia pisać, robić zdjęcia i podróżować.

ZNAJDŹ MNIE

ZOBACZ

Albania Austria Berlin Budapeszt Comino Czarnogóra Czechy Fiumicino Katowice Kotor Kraków Malta Mazury Mdina Niemcy Nowy Jork Polska Praga Rzym Saranda Suwałki USA Watykan Wiedeń Węgry Włochy fotografia lifestyle podróże Śląsk

NAJNOWSZE POSTY

ARCHIWUM

  • ►  2018 (1)
    • ►  maja (1)
  • ►  2017 (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  maja (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2016 (9)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2015 (23)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2014 (17)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (5)
    • ▼  października (6)
      • POWROTY
      • KOMPLEKSY
      • PASJA
      • SARANDA
      • KONTRASTY
      • DOWODY
    • ►  września (1)
ZOBACZ MÓJ @INSTAGRAM

Created with by BeautyTemplates